» Bez kategorii FanClub Beyoncé Polska | Największa Polska strona o Beyoncé wp_head(); ?>

BEYONCÉ POLSKA

OSTATNIE ZDJĘCIA
» Zobacz więcej zdjęć w naszej galerii. Mamy już ponad 230,000+ zdjęć i ciągle dodajemy nowe!
NOWY ALBUM!

POLECAMY
INFO. O STRONIE
FANCLUB BEYONCE POLSKA (beyonce.com.pl)
Działamy od: 4 sierpnia 2011
Zespół‚:Roxi, Nath i Dżasta
Kontakt: kliknij tutaj
Szablon: Roxi
Host: Fan-Strefa.pl | Reklama
Najwięcej online: 394 osoby (25.05.2013)
BEYONCÉ ELITE
ELITE AFFILIATES
OFICJALNE LINKI

 

 

Premiera: 08.05.2001
Rok: 2001
Reżyseria: Robert Townsend
Postać Beyonce: Carmen Brown

 

Współczesna i bardzo swobodna, hip-hopowa wersja klasycznej opery Georgesa Bizeta. Piękna czarnoskóra aktorka Carmen (Beyonce Knowles) ma niezwykły talent do wplątywania mężczyzn w kłopoty. Nieoczekiwanie poznaje ona Derrecka (Mekhi Phifer), policjanta z Chicago, który właśnie zamierza się ożenić. Stróż prawa zupełnie traci głowę dla utalentowanej artystki. Niedługo po spotkaniu z nią wchodzi w konflikt z prawem. Jednak prawdziwe problemy kochanków dopiero się zaczną…

 

 

 

  

Premiera: 27.02.2004
Rok: 2003
Reżyseria: Jonathan Lynn
Postać Beyonce: Lilly

 

Czasami człowiek musi odreagować stres związany z pracą, studiami, życiem. Czasami musi się zrelaksować, poczuć się wolnym od zobowiązań i ścigających go terminów. Forma spędzenia sympatycznego, relaksującego wieczoru jest różna. Zależy od upodobań. Ja najczęściej wybieram kino. Zazwyczaj mało wymagające. Do takiego, moim zdaniem, zaliczają się generalnie trzy gatunki filmowe: musical, horror i komedia. Czasami jednak nie mam ochoty oglądania ociekąjacego krwią ekranu, musicali ostatnio jak na lekarstwo, zatem pozostają mi komedie. I któregoś deszczowego wieczora wybrałem się do kina, by zwiększyć własne morale. Grali wówczas film o tytule pasującym raczej do melodramatu obyczajowego: „The Fighting Temptations”. Zasiadłem w fotelu, kurtyna podniosła się i w ten sposób następne półtora godziny spędziłem na głupawej komedyjce sygnowanej przez MTV Productions.

 

 

Film rozpoczyna się krótką historią chłopca, który u boku matki piosenkarki opuszcza rodzinne miasteczko Monte Carlo i udaje się wraz z nią na podbój przydrożnych barów i scen artystycznych. Po latach, dwudziestoparoletni już Darrin (Cuba Gooding Jr.) otrzymuje list i klepsydrę od właśnie zmarłej ciotki. Decyzja wyjazdu na pogrzeb do Monte Carlo w Georgii zostaje przyśpieszona przez szefa firmy, dla której bohater pracuje, a raczej pracował. Wskutek sfałszowania CV Darrin wylatuje z roboty. I tak bohater ląduje w małym, sympatycznym miasteczku gdzieś na południu Stanów Zjednoczonych. Za przewodnika, zapoznającego go z lokalnymi realiami, dostaje Luciusa (Mike Epps), sypiącego dowcipami na lewo i prawo. Po pogrzebie okazuje się, iż Darrin od zmarłej ciotki otrzymał sporą fortunę w spadku. Ciotka swym ostatnim życzeniem zastrzegła sobie jednak, że spadek może zostać zrealizowany tylko wówczas, gdy spadkobierca poprowadzi lokalny chór do zwycięstwa na rokrocznym festiwalu „Gospell Explosion”. Skutek wiadomy. Darrin z licznymi perypetiami dąży do stworzenia czegoś co choćby średnio z chórem miało wspólnego. Z braku chętnych do śpiewania angażuje przestępców z tutejszego więzienia (T-Bone, C. Cole, M. Jordan). Mimo to chór nadal jest marny. Zmęczony już tym wszystkim niemal się poddaje, lecz wtem po latach spotyka swą dawną milość Lilly (Beyonce Knowles). Dziewczyna okazuje się być utalentowaną piosenkarką i wstępuje za prośbą Darrina do chóru. Niestety sprawy przybierają zły obrót. Kłótnie i prywatne wycieczki powodują, że chór przejmuje wścibska dewotka Paulina (LaTanya Richardson) i to ona ma zamiar nim podyrygować podczas „Gospell Explosion”. Nie zdradzę dosyć oczywistego zakończenia, tylko ze względu na formalność. Pozostawię je widzom.

 

 

Scenariusz jest głupi. Po pierwszych dziesięciu minutach każdy widz może przepowiedzieć kolejną scenę. Zakończenie jest oczywiste. Są tu standardowe zwroty akcji. Mamy tu miłość, poświęcenie i przyjaźń. Coś takiego na pierwszy rzut oka mogłoby odstręczać, gdyby nie muzyka. To ten element powoduje, że film ogląda się przyjemnie, że wręcz traktujemy go jak dobre i zabawne widowisko. Sceny ekstatycznego śpiewu w Kościele Baptystów, gospell w wykonaniu tradycyjnym i nowatorskim. Rap, R&B i soul wpleciony w słowa biblijne powodują, że muzyka jest tu oryginalna i nie nudzi. MTV zatrudniło wielkie gwiazdy muzyczne, by wystąpiły w filmie. Spośród nich wymienię tylko pop piosenkarkę Beyonce, raperów T-Bone i Chrisa Cole, piosenkarkę gospell Shirley Ceasar i grupę „Blind Boys of Alabama”, piosenkarzy R&B Montella Jordana i Faith Evans i grupę „The O’Jays”. Muzyka tworzy ten film.

 

 

Aktorstwo jest dobre. Mnóstwo tu ról drugoplanowych. Jak to w filmie dotyczącym kultury murzynów amerykańskich południowych stanów nie brak tu zabawnych dowcipów. Tytanami humoru w tym filmie pozostają wymieniony już „cool guy” Lucius i Miles (Steve Harvey) prowadzący własną rozgłośnię radiową. Niezły jest też Cuba Gooding, gdy np. przychodzi mu bronić powrotu do chóru Lilly (Beyonce). Na stwierdzenie, że owa dziewczyna śpiewa kipiące seksem R&B odparowuje: „Have you forgotten Jesus loved Mary Magdalene? She was a hore!” w obecności wspomnianej. Pozytywnie wyróżnia się też czarny charakter w filmie, mianowicie Paulina (LaTanya Richardson), skądinąd żona Samuela L. Jacksona z jej ekstatycznymi wstawkami duchowych doznań. Niestety, zdolności aktorskie Beyonce nie idą w parze z jej umiejętnościami piosenkarskimi. Gra tu nadwyraz słabo. Niczym jakaś mimoza snuje się po ekranie. Pracy nadkłada dopiero, gdy aktorstwo zmienia się w śpiew. Gooding natomiast pozostaje na swego rodzaju „równi pochyłej”, grywając nawet nieźle, ale sztucznie w coraz słabszych filmach. Tutaj wypada przeciętnie. Gdzieś ów aktor zgubił po drodze swą przebojowość z „Jerry Maguire”. Reżyser Jonathan Lynn („Jak ugryźć 10 milionów”, „Skąpiec”, „Srż. Bilko”) moim zdaniem mógł się bardziej postarać. Ostatecznie film jest przeciętny, z bardzo mizernym scenariuszem i gdyby nie muzyka to odszedłby odrazu w niepamięć. Z drugiej strony to owa muzyka powoduje, iż nawet najtwardszy ateista (Tomasz Jamry) poszedłby do kina, a przynajmniej kupiłby sobie fenomenalną ścieżkę dźwiękową. Tym wszystkim, którzy lubią dobrą muzykę i murzyński humor, serdecznie polecam.

 

 

 

  

Premiera: 13.09.2002
Rok: 2002
Reżyseria: Jay Roach
Postać Beyonce: Foxxy Cleopatra

 

Austin Powers, agent specjalnej troski po raz trzeci zawitał na nasze ekrany, Tym razem jako bohater filmu „Austin Powers i Złoty Członek” obrazu, który został zrealizowany zgodnie ze świętą receptą sequeli – jeśli coś się spodobało, to w następnej części musi to być powtórzone lepiej i większej ilości.

 


Tym razem Austin Powers zmierzy się nie tylko z demonicznym doktorem Zło, z którym walczył w części pierwszej i drugiej, ale także z przeniesionym z 1975 r. holenderskim geniuszem zbrodni Złotym Członkiem, który ma nie tylko złote genitalia, ale również fatalny, holenderski akcent. W walce z przestępcami agentowi specjalnej troski pomagają seksowna Foxxy Kleopatra, która podobnie jak Goldmember trafia do naszych czasów z roku 1975 oraz Nigel Powers, nieobecny do tej pory ojciec Austina, niegdyś as wywiadu.

 


„Austin Powers i Złoty Członek” niczym specjalnie mnie nie zaskoczył. W filmie pojawiają się bohaterowie znani z wcześniejszych odsłon przygód agenta specjalnej troski, a żarty tradycyjnie obracają się wokół tematów seksualno-fizjologicznych. Niekiedy co prawda bawią, ale najczęściej budzą niesmak. O niebo lepiej wypadają postmodernistyczne dowcipy, w których twórcy nawiązują do całej masy filmów i przejawów kultury masowej. W „Złotym Członku” sparodiowano m.in. kilka obrazów z bondowskiej serii – „Goldfinger”, „Żyje się tylko dwa razy”, czy „Moonraker”, ale oprócz tego zażartowano z „Konwoju”, „Mission: Impossible 2”, „Deszczowej piosenki” i wielu, wielu innych produkcji.
Na plan filmowy udało się Mike’owi Myersowi (scenarzysta i odtwórca głównej roli) oraz Jayowi Roachowi (reżyser) zaprosić największe gwiazdy współczesnego kina. W epizodycznych rolach na ekranie pojawiają się Steven Spielberg, Tom Cruise, Gwyneth Paltrow, Kevin Spacey, Danny DeVito, a nawet Britney Spears, która swoją rólką zdecydowanie przeczy lansowanemu przez jej menadżerów wizerunkowi „pop-dziewicy” i rodzina Ozzy’ego Osbourne’a, bohaterowie niezwykle popularnego na zachodzie reality show.
Żarty z ich udziałem należą do najlepszych w całym filmie, a otwierająca obraz sekwencja rozbawi do łez nawet największego ponuraka.

 


Nigdy nie byłem specjalnym fanem „Austina Powersa”, który to cykl uważałem za zabawny tylko i wyłącznie ze względu na oprawę audiowizualną. „Austin Powers i Złoty Członek” nie zmienił mojego zdania na temat tej serii. Owszem film ogląda się całkiem przyjemnie a z kina wychodzimy z „rogalem” na twarzy, ale nie jest to rozrywka najwyższej próby. Jeżeli komuś spodobały się poprzednie części przygód agenta specjalnej troski może śmiało iść do kina, na pewno się nie zawiedzie, jeśli ktoś jednak Powersa nie trawi niech lepiej da sobie spokój.