» Beyoncé w Wysokich Obcasach FanClub Beyoncé Polska | Największa Polska strona o Beyoncé wp_head(); ?>

BEYONCÉ POLSKA

OSTATNIE ZDJĘCIA
» Zobacz więcej zdjęć w naszej galerii. Mamy już ponad 230,000+ zdjęć i ciągle dodajemy nowe!
NOWY ALBUM!

POLECAMY
INFO. O STRONIE
FANCLUB BEYONCE POLSKA (beyonce.com.pl)
Działamy od: 4 sierpnia 2011
Zespół‚:Roxi, Nath i Dżasta
Kontakt: kliknij tutaj
Szablon: Roxi
Host: Fan-Strefa.pl | Reklama
Najwięcej online: 394 osoby (25.05.2013)
BEYONCÉ ELITE
ELITE AFFILIATES
OFICJALNE LINKI

W dzisiejszym dodatku do Gazety Wyborczej, Wysokich Obcasach, pojawił się artykuł o Beyoncé. Tytuł artykułu, to 'Beyoncé – sól w oku amerykańskich feministek, „terrorystka, która kradnie feminizm” ’, a jego autorką jest Zuzanna Leniarska. Dla wszystkich którym nie udało się zakupić gazety, całość możecie przeczytać poniżej:

Oto Beyoncé Knowles. Do niedawna tylko piosenkarka. Od niedawna – zdeklarowana feministka. Są tacy, którzy prowadzą poświęcone jej kursy uniwersyteckie. Inni są zdania, że Beyoncé niczym nie różni się od innych gwiazdek pop.
Gdy najważniejsze amerykańskie pismo feministyczne „Ms. Magazine” opublikowało na okładce jej zdjęcie z podpisem „Zażarty feminizm Beyoncé”, natychmiast zareagowała bell hooks, najgłośniejsza teoretyczka trzeciej fali feminizmu (swoje nazwisko każe pisać małą literą). Nazwała piosenkarkę terrorystką, która kradnie dla siebie feminizm, a w rzeczywistości jest tylko erotyczną zabawką dla mężczyzn, próbującą zwrócić na siebie uwagę ciałem. Grzmiała, że tego typu gwiazdy mają zły wpływ na samoocenę młodych dziewczyn, które oglądając ich teledyski, myślą: nigdy nie będę tak idealna jak ona. Muszę schudnąć. Muszę mieć jaśniejszą/ciemniejszą skórę. Muszę się kuso ubierać.

Inna ikona feminizmu Chimamanda Ngozi Adichie ma odmienne zdanie: „Jeśli ktoś o sobie mówi per feminista, to znaczy, że nim, do cholery, jest! Feminizm to nie jest elitarny klub, do którego trzeba zostać zaproszonym”. I dodaje, że poruszanie feministycznych tematów i zachęcanie do dyskusji, nieważne w jakiej formie, jest plusem. Broni też erotycznego wizerunku Beyoncé: „Chcę, żeby i dziewczyny, i chłopcy zaczęli postrzegać seksualność jako coś, co się posiada, a nie jako coś, co dziewczyna oddaje chłopakowi”.
W polskiej debacie o Beyoncé słychać podobne głosy: „Feminizm to uznanie, że kobieta może robić to, co chce, a nie to, co nakazują jej normy społeczne. Uznawanie, że feministka musi chodzić w workowatych ciuchach, bez makijażu i z brzydką fryzurą, to takie samo wtłaczanie w normy społeczne jak szowinizm – tyle że w inne normy” – napisała „M” w komentarzach pod artykułem „Beyoncé feministką? Sorry, nie kupuję tego” podsumowującym debatę po publikacji zdjęcia Beyoncé na okładce „Ms. Magazine”.

Są tacy, którzy prowadzą poświęcone jej kursy uniwersyteckie – doktor Kevin Allred z Rutgers University stworzył przedmiot „politicizing Beyoncé” (Beyoncé upolityczniona), na którym studenci mają analizować twórczość Beyoncé poprzez różne teorie kultury, historię afroamerykańskich kobiet, teksty feministek starszej i nowszej daty. Uważa, że na jej przykładzie doskonale można analizować zmiany w rozumieniu rasy, płci, klasy.

Inni są zdania, że Beyoncé niczym nie różni się od innych gwiazdek pop. Jednak to właśnie ją w latach 2013 i 2014 „Time” umieścił na liście stu najbardziej wpływowych osób, i to nawet nie w kategorii „artyści”, ale „tytani” – obok Hillary Clinton czy Janet Yellen – a w wydaniu z 12 maja tego roku znalazła się na okładce. Beyoncé stała się metacelebrytką, która poza tym, że należy do klasy sławnych, bogatych i szalonych, twierdzi – a fani, wpływowe gazety, nawet niektóre środowiska akademickie jej wierzą – że coś sobą reprezentuje. Ale co?

Niezależne kobiety

Beyoncé urodziła się w Houston w stanie Teksas w 1981 roku. We wczesnym repertuarze ma szaleńcze występy wokalno-taneczne przy akompaniamencie telewizora, pokazy przed klientkami w salonie fryzjerskim mamy, spontaniczne wygłupy z sąsiadkami i siostrą Solange. Wiemy to z nagrań, których nie trzeba szukać w plotkarskich serwisach, nie przeciekły cudem do mediów z wątpliwych źródeł. To Beyoncé podsuwa nam je pod nos.

Dr Kevin Allred tłumaczy, że chodzi o niezależność i przejmowanie kontroli: Beyoncé dzieli się z fanami prywatnością, ale na swoich zasadach. Wszystko, co trafia do mediów, jest przez nią starannie wyselekcjonowane i skomentowane. W ten sposób zadaje kłam stereotypowi, że za karierą gwiazdy, szczególnie kobiety, stoi menedżer, który nią steruje. Sama decyduje o sobie i swojej karierze, jest własną menedżerką, w kampaniach społecznych promuje przejmowanie przez dziewczynki inicjatywy i mówi: „I’m not bossy. I’m the boss” (Ja się nie rządzę. Ja rządzę).

Nie zawsze tak było. Rozwojem Destiny’s Child, zespołu, który przyniósł Beyoncé sławę, pierwsze nagrody i pierwsze pieniądze, sterował jej ojciec Mathew Knowles. Dziewczęce trio zaczynało od telewizyjnych konkursów młodych talentów, a już wkrótce, pod koniec lat 90., biło rekordy popularności. Prawdziwe szlagiery przyszły w 2000 roku, gdy zespół zaproszono do współpracy przy tworzeniu ścieżki dźwiękowej do „Aniołków Charliego”. Hit „Independent Women” (Niezależne kobiety) został nominowany do nagrody Grammy za najlepszą piosenkę filmową i podbił pierwsze miejsca amerykańskich list przebojów, jednak tytuł nijak się miał do przekazu. Cameron Diaz, Lucy Liu i Drew Barrymore były seksownymi dziewczynami na posyłki faceta – Charliego – a „Dzieci Przeznaczenia” były dziećmi menedżerskiego geniuszu Mathew Knowlesa.

Singielki

Kiedy Beyoncé zaczyna solową karierę, zrywa współpracę z ojcem. W autobiograficznym filmie „Life Is But a Dream” (Życie to tylko sen) mówi: „Musiałam poświęcić związek z ojcem, żeby o sobie decydować”. Dodaje, że gdy jej kariera się rozkręciła, poczuła, iż od rodziców potrzebuje wsparcia, a nie porad biznesowych.

Pierwszy solowy album to „Dangerously in Love” (Niebezpiecznie zakochana) – Beyoncé wciela się w rolę gwiazdki r’n’b, która wije się wokół rapera. Teledyski są rozerotyzowane, a teksty mówią o tym, że kobieta potrzebuje mężczyzny. Pierwsze piosenki z udziałem Jaya-Z, przyszłego męża Beyoncé, napisane są według tego samego schematu. W teledysku do „Naughty Girl” (Niegrzeczna dziewczyna) widzimy klub go-go, w którym otwarta seksualność Beyoncé jest rozrywką dla palących cygara mężczyzn, a wyznacznikiem atrakcyjności i wysokiej samooceny jest to, jakie wzbudza erotyczne zainteresowanie. To zmienia się przy następnych krążkach – „B’Day” i „I Am Sasha Fierce”. Beyoncé śpiewa: „Świetnie sobie bez ciebie poradzę” („Irreplaceable”). Zakłada maskę perfekcyjnej pani domu z lat 50. i ironizuje: „Dlaczego mnie nie kochasz? Przecież piorę, zmywam, nawet trochę czytam” („Why Don’t You Love Me?”). A w piosence „Diva” przejmuje rolę aroganckiego, zadufanego w sobie rapera. Jednym z największych hitów staje się hymn singielek „Single Ladies”: „Chciałeś się ze mną tylko zabawić, a ja pragnęłam czegoś poważniejszego. Teraz straciłeś swoją szansę, trzeba było włożyć mi pierścionek na palec”. Kobiety na całym świecie szaleją – „Single Ladies” zdaje się odwracać dominujący w większości piosenek obraz dziewczyny jako załamanej ofiary rozstania, choć jednocześnie umacnia konserwatywny pogląd, że życiowym celem kobiety jest małżeństwo, a mężczyzna może ją sobie „zaklepać” pierścionkiem.

Kto rządzi światem? Dziewczyny!

Dopiero płytą „4” zaczyna się prawdziwa „Bey-wolucja”. Beyoncé wraca do klimatów r’n’b, o których wielu afroamerykańskich piosenkarzy zdążyło zapomnieć, dając się porwać modzie w stylu disco-electro.

Podczas trasy promującej płytę artystka ogłasza, że jest w ciąży. Po występie na MTV Video Music Awards gładzi się po zaokrąglonym brzuchu, bijąc dzięki temu rekord tweetów na sekundę (8868). W wywiadach mówi, że kiedy ciąża stała się widoczna, postanowiła „zawładnąć” tą informacją i sama przekazać ją światu, nie pozostawiając tabloidom miejsca na domysły. Plotkarskie potrzeby świata zostały zresztą w pełni zaspokojone, bo zamiast oglądać wątpliwej jakości zdjęcia w kolorowych pismach, każdy mógł we własnym domu, na żywo, zobaczyć reakcję szczęśliwego Jaya-Z oraz reszty muzycznego świata.

Kontynuując politykę „niech wiedzą tyle, ile im powiem”, Beyoncé występuje w autobiograficznym filmie „Life Is But a Dream” (zrealizowanym na zlecenie HBO), który podczas pierwszej telewizyjnej emisji ogląda 1,8 mln widzów – najwięcej spośród filmów dokumentalnych od prawie dekady. Beyoncé wpuszcza nas do świata swoich przemyśleń, przeżyć, inspiracji, życia codziennego, relacji rodzinnych. Chwyta widzów za serce szczerością wyznań (m.in. na temat swego poronienia), lecz z drugiej strony nie można oprzeć się wrażeniu, że film jest kreacją, świetnym chwytem promocyjnym, portretem na zamówienie. Beyoncé jest reżyserką, producentką, narratorką i główną bohaterką filmu. Z tego portretu wyłania się wrażliwa, spontaniczna, samoświadoma kobieta, profesjonalna artystka, która nie boi się podejmowania trudnych tematów. Gwiazda bez makijażu, bez upiększeń i wyzywających ubrań opowiada dziennikarzowi slangiem i z mocnym teksaskim akcentem: „Zapomnij o byciu cool, ja chcę być szczera. Chcę móc zaśpiewać o tym, jak siebie nienawidzę, jeśli to akurat przeżywam. Boję się? OK, no to się boję. Nie muszę zawsze być silna”.

A jednak jest. Absolutnym numerem jeden płyty jest piosenka „Run the World (Girls!)”, w której znajdziemy tekst: „Chłopaku, sam wiesz, że podoba ci się to, że jesteśmy zdolne, że zarabiamy miliony, że jesteśmy silne, że rodzimy dzieci, a potem wracamy do biznesu”. Kobiety nie istnieją już tylko dla mężczyzn, sensem ich życia przestał być związek, chociaż Beyoncé nie odrzuca narzuconych im tradycyjnych ról społecznych. Nadal ich problemem, wymagającym od nich determinacji i siły, jest to, że po urodzeniu dziecka wracają do pracy – nie widać buntu przeciwko temu, że społeczeństwo czy państwo im w tym nie pomaga.

Takie się urodziłyśmy. Jesteśmy bezbłędne

Swą nową płytę „Beyoncé”, opublikowaną w grudniu 2013 roku na iTunes, artystka nazywa płytą wizualną – wideo i muzyka tworzą niemal film pełnometrażowy, który ma spójną wymowę. W artykule w „Ms. Magazine” Janell Hobson, wykładowczyni Women’s Studies na University of New York, pisze, że utwory zyskują, jeśli podejdziemy do albumu jak do dzieła dojrzałej kobiety o skłonnościach feministycznych, a nie jak do manifestu feministycznego. Hobson zaznacza jednak, że można mieć obiekcje co do tego, że akurat Beyoncé chce nas uczyć feminizmu.

Numerem jeden tej płyty jest utwór „Pretty Hurts” (Piękno boli) z filmem ukazującym kulisy konkursów piękności.

Wątków do feministycznej krytyki jest tu wiele: wyznaczanie niedoścignionych wzorców dla dziewczyn, które dążąc do osiągnięcia perfekcji, popadają w bulimię czy anoreksję, a w najlepszym wypadku – w kompleksy. Podkopywanie kobiecej solidarności, nastawianie na sztuczną rywalizację. Premiowanie nie zasług i dokonań, ale urody.

Beyoncé śpiewa: „Dążenie do perfekcji jest chorobą narodu. To dusza potrzebuje operacji plastycznej”.

Hobson pochwala otwartą krytykę kultu powierzchowności, ale zwraca uwagę, że treści piosenki towarzyszy wizerunek Beyoncé, która sama jest wytworem tego kultu.

Najwyraźniejszym przejawem feministycznych ambicji Beyoncé jest utwór „***Flawless”, w którym używa fragmentu przemowy pt. „Wszyscy powinnyśmy być feministami” wygłoszonej podczas TEDx w Euston przez feministkę Chimamandę Ngozi Adichie: „Mówimy dziewczynkom: powinnaś być ambitna, ale nie za bardzo. Powinnaś starać się odnieść sukces, ale nie za duży, inaczej zagrozisz mężczyznom. Ponieważ jestem kobietą, społeczeństwo spodziewa się po mnie, że moim życiowym celem jest małżeństwo. Małżeństwo może być źródłem radości, miłości i wzajemnego szacunku. Tylko dlaczego uczymy tylko dziewczynki, że powinny dążyć do małżeństwa, a nie uczymy tego samego chłopców? Uczymy dziewczynki, by ze sobą konkurowały, ale nie o pracę czy osiągnięcia, co mogłoby być dla nich korzystne, tylko o uwagę mężczyzn.

Feminist(k)a to osoba, która wierzy w społeczną, polityczną i ekonomiczną równość kobiet i mężczyzn”.

Ta definicja feminizmu (ze szczególnym naciskiem na aspekt ekonomiczny) jest lansowana przez Beyoncé przy każdej okazji. Napisała głośny felieton o równości płci dla Shriver Report, fundacji monitorującej sytuację kobiet, w którym twierdzi, że choć pełne równouprawnienie na razie jest celem dalekim od rzeczywistości, to dojście do niego jest możliwe jedynie poprzez bezwzględną ekonomiczną równość. Na poparcie swoich poglądów przytacza dane statystyczne, które mówią, że chociaż kobiety w Stanach stanowią połowę siły roboczej, to nadal ich średnie zarobki stanowią jedynie 77 proc. średnich zarobków mężczyzn.

Ten wątek nie jest nowością w twórczości Beyoncé. Już w „Irreplaceable” podkreślała, że to ona kupiła samochód swojemu niewiernemu chłopakowi, a w większości teledysków epatuje bogactwem, które uważa za jednoznaczne z sukcesem. Jest zresztą jedną z najbogatszych piosenkarek świata (zarobiła ponad 300 mln dol., jedyne kobiety, które są wyżej od niej w rankingu, to Mariah Carey i Dolly Parton). Zarabia więcej niż jej mąż Jay-Z i twierdzi, że właśnie niezależność finansowa gwarantuje jej swobodę, także artystyczną.

Czy można być feministką i rozbierać się na scenie? Podpisywać się ostentacyjnie nazwiskiem męża (trasa, w którą Beyoncé pojechała po ślubie, nosiła nazwę „Trasy pani Carter”) i jednocześnie głosić swoją niezależność? Czy Beyoncé rozpoczęła nową falę pop-feminizmu, który dzięki wielkiemu zasięgowi i za pomocą polityki małych kroków zmienia świat? Czy to tylko marketing? Jedno jest pewne: deklarowanie, że jest się feministką/feministą właśnie stało się modne.

źródło: Wysokie Obcasy

A w galerii możecie zobaczyć okładkę gazety:

Udostępnij:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *